Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

świadczeniu, bardzo wielkiemu doświadczeniu. Pocałunki w wagonie niewiele są warte. Sprowadzają niestrawność. Nie trzeba nigdy zżynać zboża przedwcześnie — dodała, rumieniąc się coraz silniej.
Jerzy odpowiedział jej krótkim uśmiechem, podniecony dwuznacznikiem z tych pięknych usteczek. Poruszając cicho ustami, jakby w modlitwie, zrobił znak krzyża i szepnął:
— Uciekam się pod opiekę świętego Antoniego, orędownika od pokuszeń. Teraz jestem jak z bronzu.
Noc zapadała powolnie, ocieniając przejrzystym jakby woalem leżącą po prawej stronie wioskę. Pociąg biegł nad brzegiem Sekwany i młodzi podróżni poczęli się wpatrywać w jej nurty, połyskujące tuż koło plantu długą, jak z polerowanego metalu wstęgą, w której odbijały się czerwone refleksy, odbicia zawisłych tam w górze chmur, zabarwione krwistą i świetną purpurą znikającego słońca. Odblaski te nikły stopniowo, zaciemniały się coraz silniej, pokrywały całunem coraz smutniejszym. Wreszcie cała wioska zanurzyła się w ponurych cieniach, z tym dreszczem śmiertelnym, jaki wywołuje zwykle roztaczająca się wokoło nas pomroka.
Wieczorna ta melancholia wślizgiwała się przez otwarte okna wagonu i przenikała na-