Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padając w pewien rodzaj przytępienia umysłomwego, szepnęła:
— Ach!... mój Boże...
Ukląkł przed nią, nie śmiejąc jej jednak dotknąć i onieśmielony tem milczeniem bardziej, niż gdyby widział najsilniejsze jej uniesienie, mamrotał:
— Klo, moja maleńka Klo, zrozum przecież moje położenie, zrozum dobrze, czem jestem. Ach! gdybym mógł się z tobą ożenić, cóźby to było za szczęście! Ale ty jesteś mężatką. Cóż mogę na to poradzić? Rozważ tylko, no, rozważ! Trzeba przecież, bym sobie wyrobił w świecie stanowisko, a nie mogę tego dokonać, dopóki nie będę miał własnego domu. Ach! gdybyś ty wiedziała!... Są dni, w których pragnąłbym zamordować twojego męża...
Mówił głosem cichym, słodkim, głosem który wpadał w ucho niby urocza melodya.
Widział dwie grube łzy, zbierające się w osłupiałych oczach kochanki, widział potem jak spadały i jak tuż zaraz za niemi, inne pojawiły się na rzęsach.
— Ach! nie płacz, moja Klo! nie płacz! szeptał błagalnie. — Ranisz mi serce.
Kobieta uczyniła wysiłek, wysiłek wielki, by okazać godność i dumę, i głosem drżącym, w którym czuć było tłumione łkanie, spytała:
— Któż to jest?