Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co mi jest? Żenią się — przemówił głosem smutnym, lecz stanowczym, w którym przebijało to udane zgnębienie, z jakiem zawiadamiamy o spadającem na nas nieszczęściu-szczęściu.
Wyrzuciła z siebie głębokie westchnienie kobiety bliskiej omdlenia, westchnienie bolesne, pochodzące z głębi piersi i nie mogąc wymówić słowa, poczęła dyszeć gwałtownie.
Widząc, ze milczy, mówił dalej: — Ty nie pojmujesz nawet, ile cierpiałem, zanim doszedłem do ostatecznej tej decyzyi. Nie posiadam jednak ani pozycyi, ani majątku. Jestem samotny, zaprzepaszczony w Paryżu. Potrzebowałem koniecznie mieć kogoś, coby przedewszystkiem był dla mnie radą, pociechą i podporą. Szukałem wspólniczki, sprzymierzonej i znalazłem to wszystko!
Umilkł, spodziewając się, ze odpowie, że wybuchnie straszliwym gniewem, ze obrzuci go gwałtownemi przekleństwy.
Ona jednak milczała. Prawą ręką przyciskała serce, jakby chciała je uspokoić, wciąż oddychając krótko, szybko, jakby z trudem, gdy dreszcz wstrząsał raz po raz jej głową i piersiami.
Ujął opartą na poręczy fotelu rękę: wyrwała mu ją gwałtownie, a po chwili, jakby za-