Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

celowałem prosto; źle tylko zrobiłem, że wziąłem za cel głową. Broń miałem twardą, a ja przywykłem do miękkich pistoletów i w ten sposób opór cyngla rzucił strzał ponad metą. Z tem wszystkiem, kula nie musiała przejść daleko. On takie dobrze strzela, ten gałgan. Kula jego świsnęła mi tu i koło skroni. Czułem, jak przeleciała z impetem.
Klotylda siedząc mu na kolanach, obejmowała go silnie ramionami, jakby chcąc bronić ukochanego przed niebezpieczeństwem.
— Ach! moje biedactwo najdroższe, moje biedactwo... — szeptała.
— Ja bez ciebie obejść się nie mogą! — mówiła, wysłuchawszy tego całego opowiadania. — Muszą cię koniecznie widywać; a tymczasem obecność mego męża w Paryżu czyni to prawie niemożebnem. Niejednokrotnie miałabym wolną godzinką ranną i mogłabym przyjść cię ucałować; nie mogą jednak iść do tego obrzydliwego domu. Coby tu poradzić?
Przyszedł mu nagle pomysł:
— Ile płacisz za to mieszkanie? — zapytał.
— Sto franków miesięcznie.
— To dobrze. Zatem biorą to mieszkanie na swój rachunek i przeniosą się tu ze wszystkiem. Mieszkanie, które obecnie zajmują, nie odpowiada już mojej obecnej sytuacyi.
Namyślała się chwilkę.