Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przebudzenia, niby koguty, piejące w czystem polu.
— Może już tego nie zobaczą nigdy — wyszeptał znowu Duroy.
Czując jednak, że zaczyna się nad sobą rozczulać, otrząsnął się gwałtownie:
— Cóż znowu! bądźmy przecież odważni. Nie trzeba o niczem myśleć, aż do chwili spotkania. W taki tylko sposób można być zuchem.
Zaczął się ubierać. W czasie golenia napadły go jeszcze raz niepokój i obawa. Przyszło mu na myśl, że nie ujrzy już może nigdy swej twarzy.
Napił się powtórnie wódki i dokończył ubrania.
Następna godzina trudna jednak była do przebycia. Chodził po pokoju, przywołując na pomoc całą odwagą. Gdy usłyszał stukanie do drzwi, tak się przeraził, że omal nie upadł na ziemią jak długi. Byli to świadkowie.
— Więc już! — wyszeptał.
Byli we futrach. Rival, uścisnąwszy mu rękę, zawołał:
— A to dopiero zimno! Istna Syberya! Cóż, wszystko dobrze? — zapytał.
— Doskonale.
— Jesteśmy spokojni?
— Bardzo spokojni.
— To dobrze. Piłeś już co i jadłeś?