Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tam do kata! Trzeba iść zaraz. Masz kogo na drugiego świadka?
— Nie. — Boisrenard? — Jak myślisz?
— Dobrze. Boisrenard.
— Czy umiesz władać bronią?
— Wcale nie.
— A do dyabła! A na pistolety?
— Strzelam trochę.
— To dobrze. Musisz się wprawić. Ja tymczasem pójdę ułożyć sprawę. Zaczekaj na mnie chwilkę.
Przeszedł do gabinetu i niezadługo wrócił już umyty, ogolony, elegancki.
— Chodź ze mną — zakomenderował.
Mieszkał na parterze w niewielkim domu, a sprowadziwszy Jerzego do olbrzymiej piwnicy, zamienionej w zbrojownię, w której pozatykane były wszystkie okienka, wychodzące na ulicę, zapalił cały szereg gazowych płomieni, ciągnący się aż do drugiej piwnicy. W głębi stał tu żelazny manekin, pomalowany na czerwono i niebiesko. Położywszy na stole dwie pary pistoletów nowego systemu, Rival zakomenderował, jakby na placu boju:
— Gotowe? Ognia! raz, dwa, trzy.
Posłuszny i znękany Duroy, podnosił ramię, celował, strzelał, a ponieważ dosięgnął niejednokrotnie manekinu w sam środek brzucha,