Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Duroy, zatrzymując się na progu, wymamrotał:
— Przepraszam bardzo, czy państwu przeszkadzam?
Przyjaciel odwrócił głowę i zirytowany mruknął:
— A czegóż ty chcesz jeszcze? No, gadaj, bo nie mamy czasu.
Zapytany wyjąkał:
— Nic, to nic, przepraszam.
Forestier rozgniewał się na dobre:
— Ależ gadaj, u dyabła! nie trać czasu. Nie na to przecież wdarłeś się tutaj, by nam powiedzieć „dzień dobry“.
Duroy zmięszany, zdecydował się nareszcie:
— Nie... bo widzisz... oto... nie mogę jeszcze przyjść do ładu z moim artykułem... byłeś tak dobry... tam tym razem... że miałem nadzieję... że odważyłem się przyjść...
Forestier przerwał mu w środku zdania:
— Ależ ty sobie chyba kpisz z ludzi. Więc sobie wyobrażasz, że ja będę pracować za ciebie, a przy końcu miesiąca ty pójdziesz do kasy? Hola! A to mi się podoba!
Młoda kobieta wciąż paliła, nie odzywając się ani słówkiem. Uśmiechała się tylko tym subtelnym uśmiechem, jakby przyjemną maską pokrywając kryjącą się w jej umyśle ironię.
Duroy zaczerwieniony jąkał: