Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciągnęły się dalej pomimo różnych przeszkód, jakie Giskon był zmuszony wciąż zwalczać.
Grecy naprzykład powstawali na różnicę monety. On jednak dał im takie tłumaczenie, iż oddalili się bez szemrania. Negrowie znów pragnęli otrzymać białe muszelki, któremi handel był rozwinięty w Afryce. Suffet im przyrzekł wysłać po nie do Kartaginy, a oni zgodzili się przyjąć zato gotowe pieniądze.
Ale najlepsze było przyrzeczenie zrobione Balearczykom, którzy dopominali się o niewolnice. Suffet upewnił, że zamówiono dla nich całą karawanę dziewic, lecz sprowadzenie ich wymaga czasu sześciu odmian księżycowych, zatem, jak tylko przybędą, natychmiast — odżywione, strojne, wykąpane w benzoesie odstawi je na okrętach do portu Balearskiego.
Wśród tych zapewnień Zarxas, przyszedłszy już do siebie po przebytej nędzy, piękny i śmiały jak był przedtem, wyskoczył niby kuglarz na ramiona swoich przyjaciół, wołając donośnym głosem:
— A cóż zachowałeś dla trupów pomordowanych tam naszych braci? — i ukazywał w Kartaginie bramę świątyni Khamona.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się na blachach stalowych jaskrawym połyskiem; a barbarzyńcom wydało się, iż widzą świecące na nich zakrwawione ślady nieszczęśliwych ofiar. Nastąpiły wyrzekania i wrzawa coraz silniejsza. Nie dozwolono przemówić Giskonowi, który po darem nem usiłowaniu ustąpił w głąb swego namiotu i zamknął drzwi za sobą.
Nazajutrz, kiedy wyszedł o wschodzie słońca, ujrzał, iż tłumacze, którzy zwykle spoczywali przed namiotem, nie ruszali się z miejsca, oparci plecami, z nieruchomym wzrokiem, z wyciągniętym językiem i z zsiniałą cerą stali nieżywi. Biała piana spływała