Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spendius powtórzy! to samo Gallom, Grekom, Kampanijczykom i Balearczykom. Ci, poznając wiele imion własnych, które uderzały ich słuch, byli przekonani, że im wiernie tłumaczy mowę Hannona. Kilku wprawdzie wołało: „Ty kłamiesz”, lecz głos ich ginął we wrzawie innych. Spendius dodał w końcu:
— Czy widzicie, że suffet zostawił w polu rezerwę swoich jeźdźców; na znak dany przypędzą oni tutaj, aby wyrżnąć nas wszystkich: Barbarzyńcy obrócili się w tę stronę, a wtedy wśród rozstępującego się tłumu ujrzano jakąś dziwnie nędzną istotę, człowieka wlokącego się jak widmo, zgarbionego, prawie całkiem nagiego, okrytego jedynie długiemi włosami nastrzępionemi suchym liściem, kurzem i kolcami. Około pasa i kolan miał on powrósła słomiane i płócienne łachmany.
Zbrudzona i wyżółkła skóra wisiała na schudzonych jego członkach jak gałgany na suchej gałęzi. Ręce trzęsły się bezustannie, szedł, opierając się na lasce oliwnej.
Przysunął się naprzód do negrów niosących pochodnie. Idjotyozny rodzaj śmiechu odsłonił jego blade dziąsła, a wielkie obłąkane oczy błądziły po całym tłumie bez myśli.
Nagle, wydając krzyk przestrachu, rzucił się wtył, chroniąc się za otaczających i wołajęc: — Oto oni, to oni. — Wskazywał na gwardję suffeta nieruchomą w błyszczących zbrojach, konie stawały dęba przestraszone blaskiem pochodni iskrzących się w cieniu. A ten żywy upiór rzucał się i jęczał:
— To oni ich zabili.
Na te słowa wymawiane w języku balearskim, barbarzyńcy przybiegli tłumnie, zadając mu pytania. On nie odpowiadał wcale, ale powtarzał: