Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi, krakanie rozlegało się w powietrzu. Ponieważ krzyż Spendiusa był najwyższym, zatem na niego najpierwszy sęp ugodził. Wtenczas on, zwracając swą twarz ku Autharytowi, rzekł powoli z niewypowiedzianie smutnym uśmiechem:
— Czy przypominasz ty sobie lwy na drodze do Sikka?
— To byli bracia nasi — odjęknął Galijczyk, — wydając ostatnie tchnienie.
Suffet tymczasem przebił się do twierdzy. Wiatrem morskim rozwiany dym odsłonił horyzont aż do murów — Kartaginy. Hamilkarowi zdało się, że widzi ludzi wyglądających na platformie Eschmuna. Spuścił oczy i spostrzegł na lewem wybrzeżu jeziora trzydzieści potwornych krzyży...
Dla większej bowiem zgrozy, barbarzyńcy powznosili te krzyże z drągów od namiotów połączonych jeden z drugim, a tak trzydzieści trupów dygnitarzy kartagińskich widać było wgórze prawie pod niebem. Mieli na piersiach niby białe motyle, były to pióra od strzał, któremi w nich zdołu godzono.
Na największym krzyżu błyszczała szeroka wstęga złota, spadająca z jednego ramienia na brakującą rękę. Hamilkar z trudnością rozpoznał Hannona. Jego gąbczaste kości nie utrzymały na gwoździach ciężaru ciała, zatem część członków opadła całkiem a na krzyżu pozostały tylko bezkształtne szczątki, podobne do tych resztek zwierzęcych, któremi myśliwi ozdabiają swe przedsionki. Suffet nie mógł wiedzieć, co zaszło. Miasto zasłaniało przed nim wszystko, co się działo z drugiej strony. Adjutanci, wysyłani jeden po drugim do obydwóch wodzów, nie powracali. Wreszcie uciekający z placu boju przybyli, opowiadając rzecz całą. Armja punicka zatrzymała się, gdyż wieść tej katastrofy, zjawiając się pośród