Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najdzielniejszych jurgieltników etruskich, libijskich, i spartjackich. Od początku walki zajęli oni to miejsce i dotąd się trzymali, niepewni, co począć mają. Widząc rzeź swych towarzyszy, zamierzali przebić się z bronią w ręku przez Kartagińczyków i zstępowali nieulękli. Wysłano do nich herolda. Suffet Potrzebował żołnierzy, proponował im zatem przebaczenie i służbę u siebie, ceniąc męstwo. Mogli nawet — mówił im kartagiński wysłannik — zbliżyć się Śmiało w miejsce, które im wskazywał, gdzie znajdą żywność.
Barbarzyńcy posłuchali go i spędzili noc całą na posilaniu zwątlonych głodem swych sił. Kartagińczycy zaś powstawali na łaskawość taką suffeta.
Niewiadomo jednak, czy on w tej całej sprawie Powodował się nienasyconą nienawiścią, czy też wyrafinowanym podstępem, dość, że nazajutrz poszedł bez Toni z odkrytą głową, otoczony Klinabarami do tej garstki walecznych i oświadczył im, że nie ma zamiaru ich zatrzymać z powodu braku żywności. Że jednak potrzebuje ludzi, a nie widząc, jakim sposobem mógłby wybrać najdzielniejszych, pragnie, aby walczyli między sobą na ostre, i wtedy zwyciężających przyje do swej osobistej gwardji.
Taki rodzaj śmierci nie gorszy był od innej, która ich nieuchronnie czekała; rozsuwając bowiem żołnierzy; sztandary punickie, zasłaniające jurgieltnikom Widok na okolice, ukazał im sto dziewięćdziesiąt dwa Słonie Narr-Havasa, ustawione w jeden szereg, których trąby, potrząsające żelaziwem, podobne były do rąk straszliwego olbrzyma wznoszącego topór nad ich głowami.
Barbarzyńcy spojrzeli po sobie w ponurem milczeniu. Nie bojaźń jednak śmierci sprowadziła przera-