Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi w swych paszczach, strząsają owoce z drzewa na trawnik, powietrze jest tak cudne, że niedozwala umierać. Ja znajdę tę wyspę, zobaczysz. Będziemy żyć w kryształowych grotach. Nikt tam nie mieszkał jeszcze, ja zostanę królem tego kraju.
I otrząsł kurz ze swych kolan, błagał, ażeby wzięła do ust cząstkę granatu. Zbierał pod jej głowę odzież dla utworzenia poduszki. Pragnął jej służyć pokornie, a wkońcu okrył jej nogi świętym welonem, niby najprostszym dywanem.
— Czy ty masz jeszcze, — mówił — te małe różki gazelli, na których rozwieszasz twe naszyjniki? Podaruj mi je, mnie one tak są miłe! — Prawił tak, jak gdyby nie było już wojny, śmiał się radośnie; jurgieltnicy, Hamilkar i wszelkie przeszkody znikły mu z pamięci. Księżyc wyjrzał z poza obłoków, oni go ujrzeli przez otwór namiotu. — Ach — powiedział Matho, — wieleż ja nocy patrzyłem na te gwiazdy i zdawało się, że mi ta blada twarz księżyca zasłania ciebie, że ty spoglądasz z poza niej. Wspomnienie twoje łączyłem z promieniami tego niebieskiego światła. Nie mogłem ciebie odróżnić!... — I płakał z głową wspartą na jej łonie.
A Salammbo myślala: „Tenże to jest ów straszny wojownik, przed którym drży Kartagina!“
Zasnął. Wtedy, uwolniwszy się z jego objęć, i stawiając nogę na ziemi, spostrzegła rozerwany łańcuszek.
Przyjętem było, że dziewice znakomitych rodów szanowały te złote pęta, jakgdyby religijne symbole. Salammbo więc, zarumieniona, okręciła koło nóg dwa przerwane końce.
Kartagina, Megara, dom rodzinny, komnata i kraj, który dopiero co przebywała, wirowały teraz w jej umyśle pomięszanemi a jednak wybitnemi zarysami.