Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wionęło na mnie i ja upajałem się niem, jak konający z pragnienia, trzeźwiący się wodą w potoku... Ach zdeptaj mnie, niech tylko mogę dotykać stóp, twoich, przeklinaj, bylem słyszał dźwięk twojego głosu. Nie uchodź ode mnie, błagam cię litości. Ja kocham ciebie, kocham!”. — Wlókł się na kolanach przed nią i obejmował ramieniem jej kibić, jej głowę wtył zwieszoną, opuszczone ręce...
Złote blaszki przy jego uszach spadały na szyję bronzowej barwy... Wielkie łzy błyszczały w oczach, podobne do kul srebrzystych. Wzdychał, szeptając pieszczotą przyciszone słowa, lżejsze od powiewu wiatru a słodkie jak pocałunki.
Salammbo opanowana dziwnem osłabieniem, odchodziła od zmysłów prawie. Jakieś uczucie wewnętrzne a nakazujące jak rozkaz bogów zmuszało ją do poddania się. Ciemne chmury zasłoniły jej wzrok, i upadła na łoże ze lwiej skóry. Złoty łańcuszek, zrywając się przy jej stopach, uderzył dwoma końcami o płótno namiotu, niby skaczące dwie żmije. Welon cudowny upadł, okrywając jej postać całą, a wśród jego zwojów ujrzała Mathona tulącego ją do swej piersi. — „O Molochu, ty mnie palisz” — szeptała, a pocałunki żołnierza więcej gorejące jak płomień, przenikały ją całą. Była niby burzą porwana, niby pochłonięta siłą słońca.
Barbarzyniec całował palce jej rąk, ramiona, nogi i długie sploty włosów.
— Odbierz welon — mówił — nie będę ci bronić, unieś go, lecz razem ze mną; ja opuszczę armję, porzucę wszystko. Tam za Gadesem, o dwadzieścia dni morzem, znajduje się wyspa posiadająca złoty piasek, zieloność i ptaki. Na jej górach rosną kwiaty wiecznie woniejące jak kadzielnice. Drzewa cytrynowe wyższe od cedrów; węże mlecznego koloru z diamenta-