Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/573

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi zostali. Wojskowi, przystąpiwszy do trybunału pokuty, uczuli łuski spadające im z oczu. We Fryburgu był pastor...
Aptekarz spał. Dusząc się w ciężkiej atmosferze śmiertelnego pokoju, ksiądz Bournisien otworzył okno, co przebudziło jego towarzysza.
Muże, tabaczki! rzekł podając mu tabakierkę. To orzeźwia.
Zdaleka słychać było przeciągłe psów szczekanie.
— Jak psy wyją! rzekł aptekarz.
— Utrzymują że psy czują trupa, odrzekł duchowny. Tak jak pszczoły: wylatują z ula, jeżeli w domu kto umrze.
Homais nie zbijał tych przesądów, bo zasnął był powtórnie.
Ksiądz Bournisien, silniejszy, przez jakiś czas jeszcze poruszał ustami, potem niezwłocznie, schylił głowę na piersi, wypuścił swoją grubą czarną księgę i zaczął chrapać.
Siedzieli tak, jeden naprzeciwko drugiego, z brzuchem naprzód wystawionym, twarzą wydętą i pochmurną, po tylu sprzeczkach zjednoczeni jednakową ludzką słabością, tak samo nieru-