I sposobność została straconą, bo odjeżdżała nazajutrz.
— W istocie? rzekł Leon.
— Tak jest.
— Muszę jednak zobaczyć panią jeszcze, powiedział; mam pani do powiedzenia....
— Cóż takiego?
— Jedną rzecz.... ważną, bardzo ważną. Ale nie! pani nie pojedziesz, to niepodobna! Gdybyś pani wiedziała.... Posłuchaj mnie pani.... Nie zrozumiałaś mnie więc? Nie odgadłaś?...
— Jednakże pan dobrze mówisz, rzekła Emma.
— Ach! nie żartuj pani ze mnie! Dosyć już, dosyć! Uczyń tak, przez litość, abym cię jeszcze mógł zobaczyć.... raz tylko.... raz jeden.
— Więc....
Wstrzymała się; potem, niby namyśliwszy się:
— Tylkoż nie tu! dodała.
— Gdzie tylko pani zechcesz.
— Możeby....
Zawahała się, i krótko skończyła:
— Jutro, o jedenastej godzinie, w katedrze.
— Będę tam! zawołał chwytając jej ręce, które mu wyrwała.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/409
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/56/PL_G_Flaubert_Pani_Bovary.djvu/page409-1024px-PL_G_Flaubert_Pani_Bovary.djvu.jpg)