Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kiedyż raz wsiądziemy do pocztowego powozu?.. Czy ty myślisz o tem? Czy to być może? Zdaje mi się że w chwili kiedy uczuję ruch powozu, będzie mi tak jak gdybyśmy balonem w inne sfery ulatywali. Czy wiesz, że ja dnie rachuję?... A ty?
Nigdy pani Bovary tak piękną nie była jak w tej epoce; miała tę nieokreśloną piękność, która wynika z radości, z egzaltacyi uczuć, z pewności powodzenia, a która jest tylko harmonią temperamentu z okolicznościami. Jej żądze, jej zmartwienia, doświadczone rozkosze miłości i zawsze młode złudzenia, rozwinęły ją stopniowo tak, jak deszcz, nawóz, powietrze i słońce rozwijają kwiaty i zakwitła nareszcie w całej pełni swojej natury. Powieki jej zdawały się wykrojone umyślnie dla przysłaniania długich spojrzeń miłosnych, przy których źrenica tonęła, podczas gdy silniejszy oddech rozdymał delikatne jej nozdrza i podnosił kąt malinowych ustek, ocienionych pod światło lekkim ciemnym puszkiem. Zdawałoby się, że biegły w zepsuciu artysta układał bujne sploty jej włosów na tyle głowy: skręcone były w ciężką masę, niedbale, podług upodobania cudzołóztwa, które go codzień rozwiązywało. Głos jej tak