Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/956

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

działam, ale sądziłam, że mi pieniądz ten zostanie odebrany!
Szczerość dziecka jeszcze bardziéj pogorszała jego nieszczęśliwe położenie.
— Zostanie odebrany! wołała prawie bez tchu zatwardziała gospodyni: wąż chce rzucić na mnie podejrzenie!
— Któż to był ten pan, który ci podarował dukata? wypytywał daléj pan sekretarz policyjny: jak się nazywał?
— Tego nie wiem! odpowiedziało dziewczę.
— Aha — otoż mamy! Już daleko zaszliśmy! Pieniądz ukradła i postępuje jak wszystkie doświadczone złodziejki, bo dla usprawiedliwienia się przytacza nieznajomego. No, pobożna przyjaciółko, ukarz pani! Tym razem postępek małéj winowajczyni jeszcze nie dojdzie do wiadomości sądu — ale na drugi raz może być pewna kary!
— Panie, ten złoty pieniądz dostałam w podarunku, możesz pan sądzić co się panu podoba! w dziecinnym gniewie zawołała Józefina — haniebny czyn i słowa jego tak ją bolały, że była w stanie rzucić się na niego — zbladła i drżała gwałtownie. Nieznajomy pan przybędzie tutaj — a wtedy okaże się, że jestem niewinna!
— Myślisz, że przez tę chytrą obietnicę odroczysz karę i mnie powstrzymasz? mówiła ochmistrzyni. Dopóty będziesz cierpiała karę, aż przybędzie ten nieznajomy!
— Bardzo słusznie, pobożna pani, tym sposobem sama oznaczyła czas trwania kary! Będzie ją cierpiała dopóki nie przybędzie nieznajomy, a to zapewne wiecznie potrwa! mniemał pan przełożony kościoła, i polecając się pobożnie względom ochmistrzyni, pożegnał ją.
Chuda osoba podziękowała panu przełożonemu za względność i pomoc; potém gdy pan Schwartz wyszedł, chwytając Józefinę suchemi rękami, wpadła na nią jak furya.