Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/952

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czytelniczki nasze pojmują zapewne, zkąd pochodziła ta odwaga?
Przypomniała sobie uprzejmego nieznajomego, który jéj przyrzekł nowe farby.
Ta myśl zachęciła ją do zniesienia wszystkiego.
Ochmistrzyni tak mocno pochwyciła Józefinę za rękę, że w tém pochwyceniu objawił się cały gniew i niecierpliwość.
— Niegodziwe, niewdzięczne stworzenie, mówiła pobożna kobieta z przerażającą miną: obym się ciebie raz nakoniec pozbyć mogła! Ale czekaj-no, kolej twoja nadejdzie już niedługo, a dam ci miejsce, w którém się pewno poprawisz! Nadużywasz mojéj pobłażliwości i dobroci — ale teraz ukarzę cię bez litości!
— O mój Boże, ja nic złego nie zrobiłam! słysząc to poszepnęła dziewczyna.
— Co, nędzne stworzenie? Chcesz się usprawiedliwiać? Zamyślasz znowu wywinąć się zuchwałém kłamstwem? Czekaj, ono ci nie ujdzie! Oto, panie przełożony, rzekła ochmistrzyni, otwierając drzwi swojego pokoju i wpychając przez nie Józefinę, oto jest wąż!
Truchlejąca dziewczyna ujrzała przed sobą człowieka ze złowrogiemi, wielkiemi, czarnemi oczami, który się w bazarze tak przykro z nią obchodził — przeszywał ją spojrzeniem, tak, że spuściła niewinne oczy.
— Tak, właśnie to samo nieposłuszne, nieokrzesane stworzenie! odpowiedział kościelny przełożony Schwartz; znajdziemy środek na poprawienie go!
— Proszę pana, pomóż mi kochany panie przełożony — bo jestem zawsze za powolna i dobra!
Józefina spojrzała zdziwiona na ochmistrzynię — powolna i dobra powiedziała? a przytém przewracając oczami, spojrzała w niebo?
— Kiedy malowałaś te obrazki, które śmiałaś wystawiać? spytał przełożony.
— Odpowiadaj! Kiedyś je malowała? powtórzyła ochmistrzyni.