Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/672

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teraz odważniéj. Dawno nie byliście u nas Walterze — ach, teraz wszystko się zmieniło!
— Szukałem was już w waszém poprzedniém mieszkaniu! odpowiedział Walter, prowadząc po schodach Małgorzatę, która już nie była w stanie utrzymać się na nogach.
— Teraz tu koło rogu, a potém znowu na drugie schody na górę! prosiła idąca za nimi Augusta.
Dom wyglądał wszędzie przepełniony. Gdy się otworzyły jedne drzwi, widziano w izbach razem młodych i starych ludzi, a jednak nie była to jeszcze pora, w ktôréj pracownicy obojéj płci do domu wracać zwykli.
U stop drugich schodów Walter musiał z Małgorzatą zaczekać, bo kilku ludzi właśnie z trudnością znosiło mizerną trumnę, a w górze jakiś głos śpiewał, i słychać było przytém jednotonny turkot poruszanéj kolebki, a nadto rozmaite wołania, kłótnie i wrzask dzieci.
Walter żałował już, że wszedł do familijnego domu, lecz Małgorzata postrzegłszy jego niezdecydowanie, poszepnęła mu, aby się pocieszył, bo ona nic więcéj niepotrzebuje, prócz kawałka miejsca na spoczynek.
Gdy niosący trumnę zeszli na dół, Walter zaniósł dziewczynę na drugą stronę schodów i za idącą przodem Augustą podążał daléj ku przejściom obok niezliczonych drzwi, nad któremi oznaczone były numera i z których dochodziły rozmaite głosy. Przytém gdzie nie gdzie ukazywały się nieprzyjemne, napuchłe, albo głodem strawione twarze, zupełnie do smaku nieprzypadające.
Nakoniec nasze trzy osoby dostały się do rogu, a potém obok schodów prowadzących na poddasze, podzielone także na sypialnie, i teraz dopiero Augusta otworzyła drzwi.
Z izby buchnęło gęste, niezdrowe powietrze, panowała w niéj pomroka, chociaż izba ta miała dwa okna, były one jednak tak nizkie i nieprzezroczyste, iż wy-