Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/638

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się takiemi jak mnie, która w nich upatruję wzniosła poezyę!
— Wzbudzasz we mnie ciekawość, pobożna siostro — podzielam twoje zdanie: stare gawędy zawierają w sobie wiele poezyi. Obaczmy!
Leona powstała i pociągnęła za jedwabny sznur, wiszący nad jedną ottomanką, poczém wróciła do swojego krzesła, które stało przy stole naprzeciw przeora.
Światło, tak długo łagodzone matowo szlifowanemi dzwonami, tak długo mocno salon rozwidniające, coraz bardziéj słabło, dała się słyszeć cicha muzyka, jakby gdzieś z góry spływająca — magiczne pół-światło otoczyło przełożoną i przeora, w oczekiwaniu siedzących przy stole.
Wtém rozsunęła się bez szelestu ściana obok biurka, a w czarownie jasnym blasku okazał się żywy obraz w tym szerokim i wysokim otworze, przepychem i pięknością wszystko przechodzące.
W pośrodku stały pod drzewem dwie młode, piękne dryady — były one jakby z blado różowego marmuru wykute, a żadna zasłona nie obojętniła wspaniałości ich postaci. U ułudnie naśladowanego źródła stały i leżały w malowniczych położeniach cztery najady.
Widok tych pięknych, nieruchomych postaci dziewiczych, czarował, zachwycał oko — odurzał podchmielonego przeora, który nie mógł oderwać wzroku od czarownego obrazu.
Lecz cóż to było? Czy nimfy ożyły?
Nie, pozostały nieporuszone w swoich — zachwycających położeniach, nawet ich uśmiechające się rysy były jakby rylcem doskonałego artysty wyrobione — ale cały obraz poruszał się — oczom mnicha przedstawiały się cudowne postaci, z których każda była równie piękna, równie wspaniała, wszędzie widział nadchodzącą to jedną, to drugą, a potém znowu w głębi bujającą.
I znowu nagle zawarła się ściana, a obraz zniknął.
Gdy lampy salonu na nowo się rozjaśniły, Leona