Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/572

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał mnie sposób, w jaki ośmielono się postąpić ze szlachcicem, z członkiem dworu — to są niesłychane gwałty!
Te słowa na nowo rozdrażniły tłum i ozwały się groźne wołania.
— Bądź pan łaskaw wsiąść do powozu, seryo powiedział Eberhard: w takich zdarzeniach, gdzie czyny mówią, a krew płynie, objaśnienia są niepotrzebne, a nawet szkodliwe! Jak się nazywasz chłopaczku? dodał aby odwrócić znowu na dziecko uwagę tłumów nie bardzo pochlebnie dla Schlewego mruczących i chcąc dziecię złożyć w troskliwe ręce matki, jeszcze raz zapytał: jak się nazywasz biedny chłopaczku?
— On niemy! zawołało razem kilka głosów, gdy Eberhard z miny spoczywającego na jego, ramieniu chłopczyny przekonał się o prawdzie tych słów.
— To syn grabarza od śgo Pawła, rzekła jedna kobieta, miły, biedny chłopczyna!
— Grabarza ztąd? No, to ja cię zaraz do rodziców odniosę, powiedział Eberhard de Monte-Vero, widząc z zadowoleniem, że von Schlewe wsiadł do powozu, a posiniony stangret, właził klnąc na kozieł. Usunęło się więc rzecz najdrażliwszą. Pozostawcie mi staranie o chłopcu, dodał zwracając się do obecnych; dzięki Bogu, że nigdzie szkodliwie nieskaleczony.
— Chętnie — patrzcie no, jak się to dziecię do niego przymila! — pan hrabia de Monte-Vero jest naszym prawdziwym przyjacielem i! obrońcą! wołali mężczyźni.
— Idźcie spokojnie na zabawę, a mnie zostawcie Starania o wszystkiém! Słyszę, że się zbliża oddział żandarmeryi, nie dopuszczajcież się żadnego nadużycia moi przyjaciele! Komu bieda dokucza, kto nie ma roboty, niech się uda do mnie po pociechę, wiecie, że chętni6 każdego wspieram, każdemu pomagam, o ile na to pozwalają moje za małe środki — dla swojéj osoby nie wiele więcéj potrzebuję, jak każdy z was!
Zgadzające się odpowiedzi głośno się odezwały, a gdy mężczyźni mimowolnie w powietrze wyrzucali kapelusza,