Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/571

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Patrzcież-no, wołały kobiety, jak ten niemy chłopak przymila się!
— Tak małe dziecię, a już czuje, gdzie mu najlepiéj! odpowiedział jakiś mężczyzna.
Szambelan von Schlewe zaś nagle ujrzał się naprzeciw nienawistnego mu hrabiego de Monte-Vero, i czuł że go w téj chwili potrzebuje, że on tylko może go uwolnić od trwogi i kłopotu, w który wpadł tak niespodzianie.
Eberhard zimno przywitał szambelana — wiedział, że u dworu ma w nim przeciwnika, a chociaż postępowanie tego obłudnika względem siebie, przebaczał, jednak z powodu wpływu jego działań na lud, mocno nim pogardzał.
— Przejechał on chłopca i chciał umknąć, tak, że jeszcze tylne koła byłyby przeszły przez dziecko, gdybyśmy go nie byli wydostali! donosili robotnicy.
— Mam zaszczyt znać pana barona, powiedział Eberhard, do niego i do tłumów zwrócony. — Możecie więc spokojnie wracać do domów, pan baron nie odmówi naprawienia przypadku, o ile to jeszcze jest w możności — nieprawdaż panie von Schlewe?
— Niewątpliwie — ci ludzie chcieli przemocą osiągnąć to, co się samo przez się rozumie! teraz znowu bardzo dumnie odpowiedział von Schlewe.
— Oho! zawołały głosy, gdybyśmy go nie zatrzymali, byłby dawno odjechał!
— Zdaje się, że to dziecko jest biedne — słyszeliście ludzie, że pan baron prosi, aby mógł ponieść koszta jego kuracyi, to dosyć. Rzeczywiście, panie baronie, pożądaną byłoby rzeczą zdjąć gummowe obręcze, i wiem to, że trzeba było aż tego wypadku, abyś je pan usunąć rozkazał.
Schlewe z powstrzymaną wściekłością spojrzał na księcia de Monte-Vero, który wsparty otaczającemi go tłumami, dyktował mu rozkazy.
— W tym wypadku nie sam tylko woźnica jest winien, twierdził von Schlewe; wyznać muszę, że zaaltero-