Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/547

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gorzatę i siebie oczyścić od zarzutu, który ze^ strony pobożnéj kobiety uważał za bardzo naturalny.
— Gdybyście byli przyszli w pół godziny późniéj, to widzielibyście, że tu na dworze sypiam pod zasłoną, drzew, a Małgorzata sama z dzieckiem łoże to zajmuje!
— O, on jest tak dobry, pobożna pani, on czuwa nademną, broni i pielęgnuje mnie! Bardzo ciężko chorowałam, a wtedy Walter dzień i noc czuwał przy mojém łożu! ze wzruszającą wdzięcznością i szczerością mówiła Małgorzata.
— Jeszcze wyglądasz bardzo chora i osłabiona, biedna dziewczyno, a w téj wilgotnéj chatce bez podłogi, nie możesz wyzdrowieć. Pragnę cię zabrać z sobą, jestem pobożną siostrą i otworzę ci moją celę, rzekła Leona przekupująco łagodnym i miłym głosem, podając rękę Małgorzacie.
Walter ze wzrastającym niepokojem słuchał tych słów, a mimo przyjacielskości mniszki, Małgorzata doznała jakiegoś szczególnego, niepojętego uczucia, przemieniającego się w bojaźń, gdy pobożna pani ujęła ją za rękę.
— Zostawcie ją tylko tutaj, już ona ma się lepiéj! powiedział Walter.
— Ach tak, zostawcie mnie tutaj; czuję się znowu zupełnie zdrową; piękne powietrze leśne to najlepsze lekarstwo!
— Nie powinnam cię tu zostawiać w chatce leśnika, dziewczyno! Bo jakkolwiek on dobry i pielęgnował ciebie, jednak zbawienie twojéj duszy narażone jest mimo twojéj wiedzy! Grzech czołga się na palcach — wierz mi, słuchaj słów moich!
— Małgorzata pozostanie tu! stanowczo rzekł Walter jak zupełnie wróci do zdrowia i zechce obrać sobie potém inne miejsce pobytu, bo nikt jéj w tém nie przeszkodzi — zapytajcie jéj saméj, pobożna kobieto, i niech Małgorzata rozstrzygnie!
— Już słyszeliście moją odpowiedź, nie gniewajcie