Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

woda w koło wysoko tryskała, potém szumiała, jakby w nią wpadały palące się kawały drzewa.
Eksplozyę tę musiano słyszeć daleko — ale okoliczne brzegi były puste i niezamieszkane, a w dalekim Paryżu, chociaż nocny huk wielu przebudził ze snu, nikt z razu nie mógł poznać, zkąd ten huk pochodzi i co go spowodowało. Nagle szerokim ognistym pasem zabłysł płomień, prócz tego w jednéj chwili przytłumił się — potém nastąpił głośny trzask i plusk — wyrzucone w powietrze Części znowu wpadły w wodę, na resztki palącego się i węglącego „Rekina “ i na okręt księcia, który groził prawie zanurzeniem się i zaczął palić na przodzie.
Gdy niebezpieczeństwo przeminęło, Eberhard postrzegł, że Marcin śpieszy ku palącemu się miejscu okrętu — obaj wcale nie byli ranieni. Moro i Sandok, znajdujący się w tyle okrętu, także ocaleli i nie trafiły ich spadające deski, bo dowiódł tego ich głośny okrzyk. Eberhard wcale nań nie zważał, bo go całkiem zajęły resztki palącego się „Rekina,“ do których się zbliżano.
Obraz straszliwego spustoszenia nastręczył się jego oczom. Zwęglone, tlące się deski i wystające w powietrze szczątki masztu na wpół rozszarpanego szkieletu, przedstawiały przerażający widok. Nie można było dostrzedz ani śladu życia; zdawało się że ani jeden z ludzi, którzy znajdowali się na okręcie, nie ocalał. Eberhard, przechylony przez poręcz, ujrzał obok czarnych części rozerwanego okrętu, pływające po falach ludzkie ciała. Ale to były poszarpane — nie do poznania massy, pozbawione życia resztki.
W dali tylko coś pluskało, jakby jedna jakaś ludzka istota ocalała, lecz było? za daleko, iżby Eberhard mógł rozpoznać co to było właściwie.
Marcin zdołał szybko ugasić ogień na przodzie okrętu — a tak zniszczone zostało niebezpieczeństwo grożące księciu i jego towarzyszom. Wrażenie tego wypadku tak było silne, iż Eberhard i Marcin przez kilka minut niemi spoglądali na gorejące szczątki rozsadzonego szone-