Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyśliźnie... Stopp! ludzie, na dół żagle,“ krzyknął Marcin, a widząc punktualne wykonanie rozkazów, całą siłą nacisnął ster, tak że okręt chwiejąc się nagle się obrócił, a woda wysoko w górę trysnęła.
Śmiertelną trwogą przejęty Moro, pośpieszył na tylną część okrętu — książę przystąpił szybko do Marcina.
— O, Sandok mieć mocno linę w ręku, cieszył się czarny, schwycił ją jak żelaznemi kleszczami — dobry Sandok uratowany!
I zaczął ciągnąć ku sobie znajdujący się na okręcie koniec liny. Marcin prędko i skutecznie mu w tém dopomagał.
Nadaremnie książę spodziewał się usłyszeć jakiś głos znajdującego się w wodzie Sandoka — nie rozległo się żadne wołanie o pomoc, żaden ton — Sandok gardził tém. Pochwycił linę zdrową ręką i czuł, że go ciągniono do okrętu.
Przez ten czas „Rekin“ znowu wyprzedził i noc zapadła — wkrótce zginął ślad uciekających, bo latarni nie zapalili.
Gwałtownemu wysileniu barczystego Marcina udało się wydobyć czarnego z wody na pokład, i dopiero wtedy spostrzeżono, że mu z lewego ramienia krew płynie, że jedna kula za nim wysłana trafiła go.
Ale Sandok nie skarżył się. Nic nie świadczyło, że przetrwał okropne boleści, uśmiechnął się, i widząc; że Eberhard znajduje się na pokładzie, rzucił mu się do nóg.
Była to rozrzewniająca scena. Zapomniał wierny czarny o przebytych niebezpieczeństwach, a tylko radość i miłość jaśniała na obliczu jego, gdy klęczał przed swoim massą.
— Wstań Sandoku, i opowiedz co się stało, łaskawie przemówił książę do murzyna. Tyś raniony!
— O, lekki strzał rozdarł ramię, powiedział Sandok, którego podniosła ręka Eberharda; za parę dni wszystko się zgoi!