Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedy sternik Marcin nie chce temu wierzyć, to Sandok nic nie poradzi i pójdzie sobie precz!
— Niech pioruny trzasną, murzynie, jaki ty jesteś gorączka! rzekł Marcin zatrzymując czarnego.
— Murzynie? Bracie Sandoku, mówcie sterniku Marcinie!
— Prawda! Więc opowiadajże porządnie twoją historyę, bracie Sandoku! z uśmiechem mówił Marcin, w gruncie rzeczy nieco zniecierpliwiony. Opowiadanie czarnego nie chybiło swojego skutku.
— Moro wyprowadził Sandoka z pokoju, bo biały anioł tak piękny, o tak piękny, był to anioł dusiciel! Kto spał na łóżku, zawsze nazajutrz znaleziony został nieżywy! Anioł schodził i dusił go wśród spokojnéj nocy.
— Moro jest właśnie taki sam głupiec, jak mój brat Sandok.
— Nie głupiec, sterniku Marcinie! Anioł udusił przed dwoma laty cesarskiego lokaja, potém przed rokiem gospodynię zamkową, a następnie w tym roku pijanego lejb-stangreta! Zawsze z rana leżeli tam nieżywi, chociaż wieczorem zupełnie zdrowi pod aniołem zasnęli. Sternik Marcin śmiać się, ale to prawda!
— I chcesz przywabić barona do anioła dusiciela, bracie Sandoku?
— Moro i Sandok tam go zwabią!
— On się będzie strzegł i nie uda się za wami do St.-Cloud!
— O, uda się, sterniku Marcinie, daję ci na to słowo; baron uda się i nazajutrz żyć nie będzie, jak mały ulubieniec massy!
— To byłoby twoje arcydzieło, bracie Sandoku!
— O, to samo mówiliście sterniku Marcinie już przeszłym razem i śmieliście się, z przebiegłą miną utrzymywał czarny, a gdy Sandok przyniósł potém listy i wiadomość, to nie było nic.
— Chcesz przez to powiedzieć, że ci i teraz wierzyć powinienem bracie Sandoku; ale to była inna sprawa!