Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, o dziesiątéj będę wolny na następne dwanaście godzin!
— Bywajcie zdrowi, Gril. Byliście wprawdzie przeklęcie mrukliwym i skąpym w słowach, ale nie biorę wam tego za złe!
Fursch podał dozorcy rękę.
Gril niedowierzająco uważał na każdą minę i ruch więźnia.
— Życzę wam prędkiego końca! Zapewne życie wam się już sprzykrzyło?
— Jak komu — nie trzeba z sobą robić za wiele ceremonii!
— Czy masz jeszcze jakie żądanie? spytał Gril, stawiając latarnię na stole.
— Dziękuję — że nie wiedziałem! odpowiedział Fursch, spokojnie siedząc na sienniku i ułożywszy twarz jakby się znajdował w mieszkaniu, którego gospodarz pyta go o życzenie.
— Niech Bóg i Najświętsza Panna zmiłują się nad tobą! mruknął Gril i wyszedł z celi.
Zamknął ją na dwa spusty bardzo pewno — potém rozległy się kroki po korytarzu.
Fursch powstał. Cicho zbliżył się do drzwi — słuchał — wkrótce miała wybić dziesiąta. Wtedy nowy dozorca zajmie miejsce Grila.
Odsłonił czworokątny otwór we drzwiach i zajrzał w korytarz mocno gazem oświetlony.
Niestety! otwór był za mały, i nie mógł przezeń wytknąć głowy — chętnie byłby widział, jak wielu dozorców znajduje się w końcu korytarza, tam gdzie schody prowadziły na dół do odźwiernego i gdzie przytykał się korytarz wiodący do mieszkania naczelnego inspektora.
Przez chwilę słuchał...
W końcu korytarza coś szeptano...
Musiało tam zapewne stać kilku dozorców...
Nagle rozległ się głos pana d’Epervier — wołał na dozorców zamierzając wyjechać, aby zabrali z jego biura