Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła — w powietrzu było pełno śniegu — nastąpiła gwałtowna burza, a baron nie chciał w jednym dniu dwa razy przemoknąć.
Poprzestał więc na przybyciu do przysionka i na spoglądaniu na zimowy ogród przedzamkowy.
Nakoniec z niecierpliwością usłyszał turkot nadjeżdżającego powozu.
Już się obawiał czy pan d’Epervier nie zmienił swojego postanowienia.
Turkot dał się słyszeć bliżéj — nie ma wątpliwości, to on zapewne nadjeżdża!
Von Schlewe odetchnął — przygotowania teraz już były dokonane, reszta zależała od Furscha.
Jeżeli jednak pomimo tego nie uda się ucieczka, nie potrzebował czynić sobie żadnego wyrzutu, ani obawiać się niebezpieczeństwa.
Za kilka godzin o wszystkiém będzie wiedział.
Fursch po swojéj ucieczce, otulony płaszczem, miał zaraz zameldować się w domu barona.
Wtém powóz, który baron posłał po naczelnego inspektora, wjechał przez żelazne kraty i zbliżył się do ganku.
Służący przyskoczyli i otworzyli drzwiczki.
Von Schlewe spostrzegł pana d’Epervier.
Odetchnął, a pomarszczona twarz jego, na któréj najpospolitsza rozpusta hieroglify swoje pozostawiła, przy brała wyraz zadowolenia.
— Serdecznie witam, kochany panie d’Epervier! i wyszedł na spotkanie nieco rozstrojonego naczelnego inspektora, aby go po marmurowych schodach przeprowadzić na górę przez liczne korytarze.
— Jestem do najwyższego stopnia wzruszony! wyznał z cicha naczelny inspektor z la Roquête.
Von Schlewe śmiał się w duchu.
— Dzieciństwo, kochany panie d’Epervier! Zapewne nim pan wyjechałeś, dozwoliłeś wejść do więziennych gmachów pomocnikowi kata?