Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzostwo wojskowe ratować chcieli znęcaniem się nad bezbronnymi.
A Estonja, a południe Rosji, a kolumny karne, a środek Rosji, a wschód, a zachód, a północ!?
Czyż liczba stu tysięcy trupów jest zdolna objąć ofiary dotychczasowe (od dwóch lat) samodzierżawia, broniącego swych „praw“…
Czyż nie dość wystawić sobie, iż, w sześć miesięcy po ogłoszeniu konstytucji, liczba więźniów politycznych doszła siedmdziesięciu tysięcy ludzi, iż żadna rzeź z czasów Czingiz-chana, Atylli czy Tamerlana nie dorównywa orgjom zwierzęcości, których w Estonji dopuszczali się i dopuszczają oddziały pod wodzą takich „prawosławnych“ Niemców, jak Sacken lub takich dziedzicznych zbirów, jak Orłow!?
I czy tu koniec zapasów, czy tu koniec morza krwi, lejącej się pod berłem tego, który tak często mówi o swej miłości ku swym poddanym!…
Czyż te krocie niedoli ludzkiej jeszcze nie przeważą szali, na której rozsiadła się pycha jednej rodziny Holstein-Gottorpów? Czyż istotnie ta karykatura swobód, to oszustwo polityczne, zwane „Dumą“ starczy poddanym białego cara za gałązkę oliwną?!
Głusza! Rosja zabija, Rosja dalej szamoce się rozpaczliwie w uściskach Wampira autokratyzmu.
U steru zmieniają się niby dostojnicy, lecz w rzeczywistości Witte jest tylko rodzonym bratem Trepowa a Goremykin Wittego. Wszystkich wydała jedna i taż sama żandarmsko-barbarzyńska szkoła, wszyscy, chcąc najdłużej utrzymać się przy złotodajnem źródle władzy, — wyją na prześcigi u stóp monarchy: pereat mundus fiat twoje samowładne panowanie!…