Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przepaście, jednak są i ludzie nerwowi, którzy już na wieży nie mają odwagi oprzeć się o balustradę i są, cierpiący na chorobę przestrzeni, których lada piętro, lada drabina przyprawia o stratę równowagi.
W tych prawdach leży druga przyczyna nieufności równi do wywyższenia, niemożność spieszenia z pomocą zagrożonemu góralowi i obojętność obustronna i słuszna, i nierozumienie wzajemne swoich skarg, żalów, nadziei i radości.
Kto pod chmurami, na orlej skale, się urodził, kto nauczył się mgły horyzontów ścigać, temu równina będzie tylko podnóżem góry — podnóżem obcem, zlanem w jakąś bryłę jednolitą szarą, niedosięgłem w swych zagłębieniach, trzęsawiskach, piaskach, lasach i urodzajnych niwach, w monotonji szmeru pogrążonem mrowiskiem.
I przeciwnie, kto życie swe wziął z mrowiska przyziemnego, kto wzrósł wśród znoju oraczów nizin, kto począł się z kości tych kroci, które zginęły pod głazami piramid Cheopsa i Chefrena, kroci, dla których ambicje faraonów były męką i niedolą najsroższą, temu znów obcym jest szczyt, ten ani może pogodzić się z myślą, aby miał ginąć dla piramidy, i ten ani może wierzyć, iż ten tam, na szczycie stojący, pełną piersią wchłaniający strumienie ożywczego powietrza, ten tam, posiadający pełnię swobody ruchów, był jemu, przyziemnemu niewolnikowi, czemś więcej, niż uzurpatorem i ciemiężcą.
I człowiek z mrowiska obojętnie patrzy, jak ku szczytowi wybrańca wspina się współzawodnik, i obojętnie przygląda się walce, rozgrywającej się na szczycie i o szczyt, a jeżeli niekiedy dźwiga się i sam, to aby nienawistny szczyt ze swoją czarną ziemią zrównać.