Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Karol. Cicho, kamracie! Mów krótko, księże plebanie, co tu masz do roboty?
Ksiądz. Mnie tu przysyła prześwietny trybunał, który na życie i śmierć pisze wyroki. — Wy złodzieje, wy podpalacze, wy łajdaki — jadowity jaszczurczy gadzie, co w ciemnościach kroczysz, a z ukradka kłujesz... Wyrodki rodzaju ludzkiego, piekielna hałastro, ścierwo na jadło krukom i owadom, gromado przeznaczona na szubienicę i koło...
Szwajcer. Psie! przestań lżyć, albo cię... Przymierza mu do twarzy.
Karol. Pfe bo Szwajcer! psujesz mu koncept — on się swojego kazania tak expedite wyuczył. Dalej mój panie: „na szubienicę i koło“ —
Ksiądz. A ty prześwietny herszcie! Książę rzezimieszków, królu oszustów, wielki mogule wszystkich łajdaków pod słońcem! Podobniusienki do owego przewódcy, co w tysiącu legionach niewinnych aniołów buntowny ogień rozdmuchał i za sobą do głębokiej przepaści potępienia zaciągnął. Jęk opuszczonych matek goni za twoim krokiem, krew pijesz jak wodę, na twojem morderczem żelazie ludzie bańki mydlanej nie ważą.
Karol. Wielka prawda! wielka prawda — cóż dalej?
Ksiądz. Co? wielka prawda, wielka prawda! I toż jest odpowiedź?
Karol. Jakto, mój panie? Czyś się do tego