Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Roller dobrze pieprzem obłożony, i że, jeźli niebo nie wda się zawczasu, to nazajutrz — niby to dziś — będzie musiał zwyczajną śmiertelnego cielska pomaszerować drogą. Na nogi! krzyknął kapitan, dla przyjaciela wszystko się waży — wybawimy go czy nie wybawimy: to się mu przynajmniej taka pogrzebowa pochodnia zapali, jaka jeszcze żadnemu królowi nie przyświecała i co im grzbiety na sino i czarno posmaże. Cała banda zwołana. Posyłamy umyślnego, który mu udzielił wiadomość na karteczce w rosole.
Roller. Rozpaczałem o skutku.
Szwajcer. Przeczekaliśmy, aż się ulice zupełnie wypróżniły. Całe miasto wyruszyło na widowisko — — jeźdźcy i piesi i powozy, wszystko zmieszane w natłoku — a wrzawa i psalm szubieniczny już w dali zagrzmiały. Teraz, rzekł kapitan, podkładajcie ogień, podkładajcie! Jak strzały puścili się chłopaki, podpalili miasto na trzydziestu trzech końcach odrazu — porozrzucali ogniste lonty w blizkości prochowni, po kościołach i stajniach. Morbleu! kwadrans nie minął — a północno wschodni wiatr, co także musiał ząbki ostrzyć na miasto, zadął w samą porę i płomień aż na najwyższe szczyty popędził. My tymczasem to w ulicę, to z ulicy, jak opętani krzyczymy: ogień! ogień! przez calusienkie miasto — wycie, wrzask, tartas — dzwony na gwałt uderzyły — w górę huknęła prochownia, jakby się ziemia