Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szwarc. Czyś ty duch jego, czy ja głupi? Czy to ty istotnie?
Roller odetchnąwszy. Ja sam, żywy, cały. Gdzieżeś chciał, żebym się podział?
Szwarc. Pytaj czarownic! Wyrok twój zapadł przecie?
Roller. Oj, zapadł i więcej jeszcze: oto prosto z pod szubienicy wylazłem. Dajcie mi tylko odetchnąć. Szwajcer wam opowie. Nalejcie mi kieliszek wódki. Ty tu także, Maurycy? Jam cię myślał gdzieindziej obaczyć. Dajcież wódki! Kości mi się rozlatują. O mój kapitanie! Gdzie jest mój kapitan?
Szwarc. Zaraz, zaraz! ale mówże, gadajże, jakeś się ztamtąd wywinął! jakeśmy cię odzyskali? Głowa mi się zawraca. Z pod szubienicy, powiadasz?
Roller butelkę wódki wychylając. Hu! to smakuje, rozgrzewa! Prostą drogą z pod szubienicy, mówię wam. Osłupieliście, wytrzeszczacie oczy i ani się wam marzy — trzy kroki od sakramenckiej drabiny, z której na łono Abrahama miałem się już wznosić — tak blizko, tak blizko — ciało i skórę do ostatniego włoska już anatomom przehandlowali! Niucha tabaki moje życie nie było warte; ale kapitanowi i dech i życie i wolność dłużny jestem.
Szwajcer. Był to figiel, którego warto posłuchać. Dzień przedtem wytropiliśmy przez szpiegów, że