Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w sobie, co całą tłuszczę obszarpaną na ziemi bożej ciągnie do mnie jak stal i żelazo.
Racman. Piękny mi magnes! Ale do kata chciałbym też wiedzieć, jakich ty czarów używasz, żeby...
Szpigelberg. Czarów? Czarów nie trzeba — głowy na karku, pewnego praktycznego judicium, którego nie nabędziesz jedząc kaszę za piecem. — Bo widzisz, ja zawsze powiadam: poczciwego człowieka zrobisz z każdego pastucha, ale na hultaja trzeba cienką mąkę przepytlować — do tego należy także właściwy geniusz narodowy i pewna, że tak powiem, hultajska atmosfera.
Racman. W tym względzie, bracie, zachwalano mi Włochy.
Szpigelberg. Tak, tak, każdemu słuszność oddać należy: Włochy swoich ludzi światu pokazują. Ale i Niemcy jeźli tak dalej postępować będą jak rozpoczęły, jeżeli biblię wymiotą, jak najświetniejsze ku temu nadzieje: jeszcze z Niemiec coś będzie. Szczególnie muszę ci powiedzieć: że jeźli powietrze cokolwiek nie służy, geniusz wszędzie wynagradza — a zresztą, bracie, i w Paryżu nie zrobisz z owsa ryżu — Ale ciągnąc dalej... na czemże to ja stanąłem?
Racman. Na sztucznem zaciąganiu.
Szpigelberg. Tak właśnie, na sztucznem zaciąganiu. Najpierwsza rzecz, skoro do miasta przybędziesz, dowiesz się u policyantów, żandarmów