Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swojem korona... mów, Roller! bez bojaźni. Może jednakże się skłoni.
Roller. W proch wszystko, jeżeli nie zechce. Bez Moora jesteśmy ciałem bez duszy.
Szpigelberg odwracając się od niego. Cielę!
Karol wchodzi w dzikiem poruszeniu, biega żywo po pokoju. Ludzie, ludzie! fałszywe, obłudne plemię krokodyle! Łzy w ich oczach, a serca miedziane! Na ustach całusy a sztylety w piersiach! Lwy i lamparty karmią swoje dzieci; kruki do ścierwa przynoszą swoje pisklęta — a on, on — Wyuczyłem się cierpliwie znosić złośliwość, mógłbym z uśmiechem poglądać, choćby mi wróg krew z serca wypijał — Ale gdy miłość rodzinna w zdrajczynię, miłość ojcowska w megerę się wyradza — o wtenczas niech ogień spali męzką powolność, niech zdziczeje na tygrysa jagnię łagodne, niech żyłka najmniejsza nabrzęknie zemstą i zniszczeniem.
Roller. Słuchaj, Moor! Jak sądzisz, rozbójnicze życie lepsze jednakże jak w najgłębszych lochach więzienie o chlebie i wodzie?
Karol. Dlaczego ten duch nie wstąpił w tygrysa, co wściekłą paszczęką szarpie ciało ludzkie? Jestże to wierność ojcowska, jestże to miłość za miłość? Oh! bogdajbym był niedźwiedziem, żeby wszystkim z północy niedźwiedziami poszczuć to mordercze plemię! Ni żalu ni łaski! Chciałbym cały ocean wód zatruć, żeby śmierć ze wszyst-