Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wołać, Panu Bogu zabrać pewną liczbę nie niepotrzebnych żołądków, które on karmić musi, oszczędzić mu wojny, zarazy, głodu i doktorów — to się nazywa być poczciwym człowiekiem, być godnem narzędziem w ręku opatrzności i przy każdym kąsku pieczeni pochlebną myślą się upajać: że co pożywasz, to są twego sprytu, twojej lwiej odwagi, twoich nocy bezsennych owoce obfite. Wielki czy mały muszą cię szanować...
Roller. I końcu tego wszystkiego z żywem ciałem ku niebu się podnieść, mimo burzy i wichrów, mimo żarłocznego brzucha starego czasu hojdać się pod słońcem i księżycem i wszystkiemi gwiazdami, gdzie nierozumne nawet obłoków ptaki szlachetną żądzą znęcone, rajski ci koncert zahuczą, a anioły z ogonami w błogosławionej radzie zasiędą? Nieprawdaż? Gdy królów i możnowładców mole i robaki powytoczą, ciebie czeka zaszczyt, przyjmować odwiedziny od królewskich ptaków Jowisza? Maurycy, Maurycy, strzeż się trzynożnego zwierzęcia!
Szpigelberg. I to cię straszy, umyśle zajęczy? Nie jeden już geniusz uniwersalny, który świat miał przekształcić, zgnił na rozstajnej drodze, a czyż o takim pięknym meteorze przez wieki nie mówią? A tymczasem o niejednym księciu lub królu zamilczałyby dzieje, gdyby historyk me lękał się przez to dziurę zostawić w drabinach następstwa i o jakie kilka arkuszy zmniejszyć