Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

taju! Tośmy dlatego łoża sobie słali pod ogniem i dymem, żeby zdychać jak szczury?
Grim. Ależ do dyabła, kamraci, coście tam mieli z sobą? Kapitan wściekły będzie! —
Szwajcer. Już to mnie zostaw! Do Racmana. A ty bezbożniku, na pomocnika przyszedłeś! Ty precz mi z oczów! — Szufterle to samo robił, ale też dynda w Szwajcaryi, jak to mu kapitan wyprorokował... Słychać strzał.
Szwarc zrywając się. Słuchajcie! strzał z pistoletu. Drugi strzał. Jeszcze jeden! Hola, to kapitan!
Grim. Cierpliwości! Powinien trzeci raz strzelić. Słychać trzeci strzał.
Szwarc. To on! to on! Usuń się, Szwajcer, odpowiemy. Strzelają.

Karol. Kosiński.

Szwajcer idąc naprzeciw. Witamy cię, mój kapitanie! W twojej nieobecności trochę za prędki byłem. Prowadzi go do trupa. Bądź sędzią między mną a tym... Z tyłu chciał cię zamordować.
Rozbójnicy przerażeni. Co, kapitana?
Karol z wzrokiem utopionym w trupa. O niepojęty palec zemstę zapowiadającej Nemezy! Czyż nie on to pierwszy wabił mię piosnką syrenią? Poświęć ten nóż ponurej mścicielce — nie tyś to uczynił.
Szwajcer. Na Boga, jam uczynił istotnie i na szatana! to nie najgorsze dzieło życia mego.