Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zarzynanych ojców ryk,
Błagających matek krzyk,
Opuszczonych dziewic jęk:
To kapeli naszej brzęk!

Hej pod toporem gdy się we krwi plucha,
Ryczy jak cielę, zdycha jak mucha:
Toż to rozkosznie poi się źrenica,
Toż to ochoczo ucho się zachwyca!

A gdy śmierć nam zakołace:
Pal ją żywcem czart przeklęty!
Już za pracę mamy płacę,
Podsmarujem trochę pięty,

Łykniem na drogę haust gorący wina
I huź do góry jak lotna ptaszyna!

Szwajcer. Już noc, a kapitana jeszcze nie widać.
Racman. A jednak obiecał punkt na ósmą do nas powrócić.
Szwajcer. Jeźliby mu co złego się stało — hej kamraci: rozniecamy pożar i zabijamy nawet niemowlęta.
Szpigelberg biorąc na stronę Racmana. Na słówko, Racmanie!
Szwarc do Grima. Czyby niedobrze szpiegów rozstawić?
Grim. Daj mu pokój. — On tam taki połów sporządzi, że nas wszystkich zawstydzi.
Szwajcer. Do kata, za daleko pędzisz. Widocznie z hultajstwem jakiem na myśli odchodził.