Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzaskiem ognia, jękiem sosen i szumem rzeki, rozległ się krzyk słaby — przeciągły... głos niesłyszany przedtém nigdy w Szumiącéj Osadzie. Ogień zaprzestał trzeszczéć, drzewa szumiéć, rzeka szemrać, przyroda zdziwiona wsłuchała się w dźwięk nowy.
Wszyscy, niby jeden człowiek, porwali się z miejsca. Pomysły i wnioski zawrzały. Pierwszą myślą było wysadzić w powietrze beczkę prochu na salwę w tak niezwykłym wypadku. Po namyśle, przez wzgląd na stan choréj matki, poprzestano na kilku wystrzałach z rewolweru.
Tymczasem z biedną kobietą, czy to wskutek nieumiejętności zaimprowizowanego akuszera, czy téż z innych przyczyn, było coraz gorzéj. W godzinę niespełna, srebrzystą, w górę pnącą się ścieżką, ku gwiazdom, ulatywał duch grzesznicy, nazawsze opuszczając Szumiącą Osadę i unosząc z sobą winy i cierpienia, hańbę i karę.
Wieść o jéj zgonie nie wywarła na obecnych wrażenia. Śmierć była rzeczą powszednią w Szumiącéj Osadzie; zresztą dziecię pochłaniało ogólną uwagę. Wnioskowano o jego przyszłych losach. „Byle tylko żyło“, zauważył Stumpy. Fakt to był istotnie wątpliwy; w całéj bowiem osadzie oprócz oślicy, nie było istoty zdolnéj spełnić rolę karmicielki. Skądinąd panowały wątpliwości co do możebności wyniesienia oślicy do tak ważnéj roli... Lecz że potrzeba była nagląca, spróbowano i, ku wielkiemu zadowoleniu obecnych, próba udała się nierównie pomyślniéj niż ongi za czasów Remusa i Romulusa z wilczycą.
Na namysłach, naradach i próbach przeszła jeszcze godzina, poczém uchyliły się drzwi szałasu i publiczność dopuszczoną została do oglądania fenomenu. Ciekawi uszykowali się jedni za drugiemi, w orszaku niby. Przy ławie, na któréj spoczywały zwłoki kobiety, na stole stała skrzynka od świec, a w niéj spowity w szmatki czerwonéj flaneli, mumiowo sztywny, spoczywał ostatni przybysz do Szumiącéj Osady. Tuż obok stał kapelusz dnem przewrócony do góry. Stumpy pośpieszył objaśnić jego użytek.
— Panowie! — rzekł z poważnym ukłonem — kto z was pragnie oglądać tego oto... jakby go nazwać?... nieletniego obywatela, zechce obejść stół dokoła i znajdzie ten oto kapelusz gotów na przyjęcie ofiary dla sieroty.
Pierwszy z wchodzących, mimowolnym ruchem odkrył głowę. Inni poszli za jego przykładem, bo w zgromadzeniach podobnego rodzaju popędy ku dobremu jak i ku złemu udzielają się z równą szybkością. W miarę napływu widzów sypały się uwagi, żarty, przycinki nawet, których Stumpy, jako wystawca tego szczególnego okazu, słuchał z niezmąconą powagą. „Osobliwszy egzemplarz!“ — mówił jeden z widzów. — „Nędzne kociątko!" — dorzucał drugi.