Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

liżansu, uznojone twarze, niby w chłodzącéj wodzie, nurzali w aromatycznym cieniu jodeł.
Wjeżdżając do Angel, konduktor dyliżansu zwykł był popuszczać lejce i nie żałując bicza, szkapy swe zmuszał do biegu, w jakim przedstawiane bywają na ogłoszeniach kompanii dyliżansów. Wówczas na twarzy Yuby Billa występował jawniéj wyraz mrukliwéj wzgardy dla wszystkich i dla wszystkiego, a ku większemu zapewne zaimponowaniu publiczności, olśnionéj szybkim biegiem rumaków, z podwojoném lekceważeniem zdawał się spełniać czynności swego zawodu. Najodważniejsi chyba ośmielali się zaczepiać markotnego woźnicę.
Tym razem w dostojeństwie swém odwagę czerpiąc, sędzia Beeswinger, członek Zgromadzenia Narodowego, zagadnął pierwszy:
— Cóż tam słychać z polityki?
— A cóż tam do dyabla ma być słychać — odmruknął Bill, złażąc powoli z wysokiego kozła dyliżansu — to chyba, że prezydent Stanów Zjednoczonych nie wie dotąd, iż się uchylacie od teki... co zresztą pogrąża Stany w nieutulonym żalu.
Drwiny i grube żarty były w Angel na porządku dziennym i koncept woźnicy nie wywołał ani śmiechu, ani obrazy. Bill wszedł do gospody, śród ogólnego milczenia, aż tu dopiéro patron, zapewne w celu ożywienia rozmowy, zagadnął:
— Czyście nie przywieźli czasem agenta z Frisko?
Yuba Bill zdawał się namyślać, stojąc przed kantorkiem.
— Nie — odrzekł — ajent musi otrzymać upoważnienie banku angielskiego dla wejścia w układy z Johnsonem.
Ów wzmiankowany Johnson i za drzwi wyrzucony pijak — byli jedną i tąż samą osobą. Ponieważ zaś domyślano się powszechnie, że nie tak to bardzo kapitaliści pokwapią się wchodzić w układy z pijakiem, obejrzano się na niego, wyczekując, czém odeprze zaczepkę woźnicy? Zataczając się na nogach, Johnson zbliżał się do stołu z zapewnieniem, że gotów wychylić „kropelkę.“ Przyznać trzeba, że Bill nie wywiódł go z błogiego mniemania; skinął na patrona i trącając kieliszek o kieliszek pijaka, przyjazne wyraził życzenie:
— Jednym klinem więcéj w twéj trumnie!
Czemu zawtórował śmiech ogólny i choralne:
— I ostatni włos z twéj głowy!
Bill do dna wychylił kielich i stawiając go z brzękiem na kantorku, zawołał:
— Hej, kapitanie!
Apostrofą tą zmieszany chłopak cofnął się z izby, przystanął na progu, zakłopotany ocierał czapkę o drzwi, niby obojętnie, podczas