Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gawędy i domysły. Trzeba oddać sprawiedliwość téj kobiecie, iż, wystawiona na złośliwość ludzką, wyglądała w czasie téj próby jak niewinna ofiara, a względem szarpiących ją ludzi zachowała zrezygnowaną łagodność tych, którym nierównie więcéj idzie o spokój własnego sumienia, niż o mylne sądy opinii publicznéj.
— Podejrzywają mnie i miser Oakhursta — mówiła do jednéj ze swych przyjaciółek — lecz Bogu i memu mężowi wiadomo, jak niesłusznie nas szkalują... Mąż mój nie należy do rzędu ludzi, którzy się odwracają od swych przyjaciół w niepowodzeniu dlatego, że sam jest teraz bogatym.
Pierwsza to była wzmianka o złych interesach, w które popadł Oakhurst; o tém zaś, że Decker’owie nabyli nieruchomość dość znaczną w San-Francisko, wszyscy wiedzieli.
Pewnego wieczoru harmonia, panująca dotąd śród zebranych gości, została zakłóconą. Od stołu, przy którym razem jedli, miser Oakhust i miser Hamilton powstali nagle wzburzeni. Przeszli do ubocznego gabinetu i zamknęli drzwi za sobą. Tu Hamilton rozpoczął pierwszy pół-seryo, pół-żartem:
— Jeśli się już mamy kłócić, John! — rzekł — nie popadajmyż w tę śmieszność, aby powodem kłótni była jakaś tam...
Nie wiem, czy domówił jaka, gdyż w téj chwili miser Oakhurst pochwycił szklankę i rzucił mu ją w twarz.
W okamgnieniu obaj zmienili się do niepoznania. Ręka Oakhurst’a drżała jak w febrze, gdy stawiał szklankę wypróżnioną na stole, Hamilton zbladł, zesztywniał, choć wewnątrz cały kipiał. Po chwili przemówił z wymuszonym spokojem:
— Jeśli tak, to tak, lecz pamiętaj, że kłótnia nasza poczęła się teraz dopiéro. Jeśli mię zabijesz, nie uniewinnisz jéj przeto, jeśli padniesz, nie zginiesz w obronie słusznéj sprawy. Zmartwiony jestem, że do tego doszło, ale niéma rady, stało się, teraz im prędzéj rzecz tę załatwimy, tém lepiéj.
Odwrócił się dumnie, włożył pince-nez, jak gdyby chciał przykryć ostrze spojrzeń swych stalowych oczu, i odszedł w milczeniu.
We dwanaście godzin potém, w małym lasku, w górach, miało miejsce spotkanie. Przyjmując pistolet z rąk pułkownika Starbottle, Oakhurst rzekł mu z cicha:
— Jakikolwiek obrót wezmą rzeczy, nie wrócę do hotelu. Znajdziesz moje rozporządzenie w biurku.
Odwrócił połyskujące dziwnie jakoś oczy, a długo potém pułkownik, wspominając tę chwilę, opowiadał: