Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Żebym był żonaty i miał taką dziewczynę — krzyczał — tobym jej porządnie skórę wygarbował!
Wszedł jeszcze o szczebel wyżej, groźnie, jakby powziął był energiczny zamiar zeskoczyć i zbliska potraktować Mary; lecz gdy dziewczynka podeszła bliżej, rozmyślił się widocznie, stanął na najwyższym szczeblu drabiny, wygrażając jej wciąż pięścią.
— Nigdym o pannie dobrego wyobrażenia nie miał! — prawił. — Znosić panny nie mogłem, odkąd mi się pierwszy raz na oczy pokazała. Chude to, jak miotła, gęba jak z serwatki, a tylkoby cię ciągle pytała i wtykała nos, gdzie nie potrzeba. Bo ja wiem, skąd to panna się ze mną tak spoufaliła. To tylko wszystko przez gila...
— Benie Weatherstaff — zawołała Mary, odzyskując całą przytomność umysłu. Stała na ziemi i musiała wgórę ku niemu wołać. — Benie Weatherstaff! Gil mi drogę pokazał!
W tejże chwili zdawało się, że Ben jednym susem zeskoczy z muru, tak był oburzony.
— A! ty zła, przewrotna dziewczyno! — krzyczał na całe gardło. — Panna śmie jeszcze na gila spędzać!? Nie mówię, żeby on szelma nie był, ale znów nie do tego stopnia. Gil drogę pokazał! No, proszę! Gil! Och! ty przewrotne stworzenie! — Naraz wybuchnął z przemagającą ciekawością: — Ale jak, u licha, mogła się panna tu dostać?
— Gil mi pokazał drogę — twierdziła uparcie. — Nie wiedział on prawdopodobnie, że to robi, a jednak mi pokazał. Ale przecież nie mogę wam tego opowiadać teraz, skoro mi pięścią wygrażacie.
Lecz Ben nagle, w tejże chwili, pięść opuścił, otworzył usta i począł zdumiony przyglądać się czemuś, zbliżającemu się do nich przez trawnik.
Na pierwszy dźwięk potoku słów Bena, Colin był tak zdumiony, że usiadł i słuchał, jak zamagnetyzowany. Po