Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaproponuje — odparła pielęgniarka z nagłem postanowieniem.
— Nie upieram się przy poddaniu mu tej myśli — rzekł doktór z cieniem zdenerwowania. — Zróbmy doświadczenie. Dick to porządny chłopak; niemowlę nowonarodzonebym mu powierzył.
Najsilniejszy służący w domu zniósł Colina ze schodów i usadowił w fotelu na kółkach, przy którym zboku już czekał Dick. Gdy go okrył pledami i poduszki podłożył, radża skinął ręką jemu i pielęgniarce.
— A teraz pozwalam wam odejść — powiedział, i oboje zniknęli czem prędzej, a wyznać należy, że oboje chichotali z radości, gdy się szczęśliwie znaleźli w domu.
Dick począł wolno i statecznie popychać fotel. Panna Mary szła obok, zaś Colin oparł głowę o poduszki i wzniósł oczy ku niebu. Błękitna kopuła wydawała się dzisiaj ogromnie wysoka, a małe śnieżne obłoczki zdawały się być stadem białych gołębi z rozpostartemi skrzydłami, szybujących po błękitnem przezroczu. Od wrzosowiska szły podmuchy łagodne, przesycone dziwnie jakąś dziką, czystą, przesłodką wonią. Colin drobną swą piersią wdychał te wonie, a oczy jego szeroko rozwarte wyglądały tak, jakby to one słuchały — słuchały, zamiast uszów.
— Ile też to słyszeć się daje śpiewu i brzęczenia, i nawoływania! — mówił. — Co to za zapach wiatr od wrzosowiska niesie?
— Janowiec i przytulja na wrzosowisku zaczynają kwitnąć — odparł Dick. — Co tam dzisiaj pszczół przy nich pracuje!
W parku podczas całej drogi nie zobaczyli żywej duszy. Bo też istotnie wypędzono poprostu wszystkich ogrodników i ich pomocników. Pomimo to kręcili się tu i tam pomiędzy krzewami, objechali wokoło fontanny, wokoło klombów, po-