Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całemu ogrodowi. Wysoka, błękitna kopuła niebios zaciągała się i nad Misselthwaite, a Mary, wgórę podniósłszy główkę i patrząc w niebo, rozmyślała nad tem, jakieby się miało uczucie, żeby tak można położyć się na jednym z owych śnieżno-białych obłoczków i hen wdal popłynąć. Weszła potem do pierwszego ogrodu warzywnego i zastała tam Bena Weatherstaffa z dwoma innymi ogrodnikami. Wydawaćby się mogło, że zmiana powietrza i na niego dobrze wpłynęła. Pierwszy do niej zagadał.
— Wiosna się zbliża — rzekł. — Czuje panienka?
Mary poczęła wciągać noskiem powietrze, i zdawało jej się, że poczuła.
— Czuję coś miłego, świeżego, wilgotnego — odparła.
— To ta kochana, bogata ziemia — odparł ogrodnik, kopiąc dalej. — Cieszy się ona, że już gotowa do przyjęcia ziarna w swe łono. Wesoła ona, gdy czas siewu nadchodzi. Nudno jej zimą, jak nie ma nic do roboty. W ogrodach kwiatowych zaczną roślinki kiełkować. Słoneczko je ogrzewa. Niedługo już zobaczy panienka, jak to małe zielone kiełki z czarnej ziemi wychodzą.
— A co z nich będzie? — spytała Mary..
— Krokusy, pierwiosnki, narcyzy. Zna je panienka?
— Nie, nie znam. Po deszczach w Indjach wszystko jest zielone — rzekła Mary — i mnie się zdaje, że tam w jedną noc wszystko wyrasta.
— Nasze kwiatki nie wyrastają w jedną noc — rzekł Ben Weatherstaff. — Będzie panienka musiała na nie poczekać. Tutaj wyrosną trochę wyżej — tam znów wypuszczą parę kiełków więcej — tu jednego dnia listek rozwiną — innego dnia inny. A panienka niech ich pilnuje.
— Ach, i jak chętnie! — wykrzyknęła Mary.
Niebawem usłyszała cichy lot w powietrzu i domyśliła się odrazu, że to gil. Był strasznie śmiały, ożywiony i skakał