Strona:PL François Coppée - Powój.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sadzi Prokop, przywodząc tłumom rozjątrzonym,
A tuż przy jego boku pośpiesza i dąży,
Z rowziniętym sztandarem sekciarzy chorąży.
Na ciemnem tle sztandaru błyszczy kielich złoty.
Napełniły dolinę wojowników roty,
Lasem błyszczących mieczów i dzid najeżone.
Woły, wlokąc po ziemi podgardla zwieszone,
Ciągną z wysiłkiem działo niesłychanej wagi,
Które zrobił sam Ali, czarnoksiężnik z Pragi,
Zda się w pierwszym dziesiątku piętnastego wieku.
Huk tej strasznej armaty mroził krew w człowieku,
Mogła ona tak ryknąć z bronzowej gardzieli,
Że najstarsi wojacy na ten odgłos drżeli,
Chwiały się w swych posadach wieżyce kamienne
I roniły swój ciężar niewiasty brzemienne...
U podnóża klasztoru, wśród cichego błonia,
Prokop osadził wreszcie spienionego konia,
I odwracając głowę ku rzeszy zaciekłej,
Krzyknął: — Klatka otwarta! już ptaszki uciekły,
Przybywamy zapóźno!..
Z zmarszczonemi brwiami,
Srogi wódz taborytów stanął przed wałami
I rzuciwszy na klasztor wzrokiem od niechcenia,
Cofnął się — jakiś płomień ujrzawszy wśród cienia;
Drzwi kościelne otwarte, mnóstwo świec się pali,
Krzyż stoi na ołtarzu — mniszki siedzą w stalli,
A ksieni, niestrwożona strasznym swoim losem,
Zaczyna śpiew kościelny dźwięcznym, srebnym głosem.
Wódz w swojej duszy srogiej czuł dziwne wzruszenie,
Sam waleczny, szanował mężne poświęcenie...
Kazał rozbić namioty i popętać konie,
A sam, z ciężkiego hełmu uwalniając skronie,
Wziął na stronę Ruprechta i szepnął doń: — Bracie!
Ja szanuję tę dzielną mniszkę w śnieżnej szacie,
Drzwi otwarte na oścież i ten most zwodzony
Wstydzą mnie... to podłością tryumf okupiony,
Wyrżnąć dwadzieścia dziewek śpiewających psalmy.
Bracie!.. my te niewiasty od rzezi ocalmy...
Na to Ruprecht uczynił znak przeczący głową:
— „Mężny wodzu, powiada, zważ na moje słowo;
Strzeż się... bo taka łaska żołdactwo rozdrażni,
Ta mniszka nas wyzywa na bój najwyraźniej.“
Ale Prokop nie słuchał odpowiedzi wcale,
Tuż przy moście stanąwszy, na klasztornym wale,
Wydobył miecz swój wielki, błyszczący... stalowy,
Wbił go w ziemię i krzyknął donośnemi słowy:
— „W imię Ojca i Syna i Świętego Ducha!
W imię Boga, co z niebios mowy naszej słucha,