Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 36 —

kiem — zniszczyć tego młokosa, smarkacza, który był powodem wszystkiego. Z uczuciem chorobliwem przychodził mu na myśl, także jakoś pomimo woli, Razumichin.. ale, zresztą, wkrótce się uspokoił pod tym względem: „Jeszcze może i tego zestawić z tamtym!“ Ale kogo się istotnie lękał najbardziej — to Świdrygajłowa... Słowem, miał przed sobą mnóstwo kłopotów.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Nie, to ja, ja jestem winna najwięcej ze wszystkich! — mówiła Dunia, ściskając i całując matkę: — tak, mnie skusiły jego pieniądze, ale przysięgam, bracie, — ani przypuszczałam, żeby to był tak nędzny człowiek! Gdybym go była poznała dawniej, nicby mnie nie skusiło! Nie oskarżaj mnie, bracie!
— Bóg strzegł! Bóg strzegł! — szeptała matka, ale jakoś bezmyślnie, jakby nie ogarnąwszy jeszcze należycie wszystkiego, co zaszło.
Wszyscy cieszyli się, śmieli się nawet przez pięć minut. Tylko Dunia marszczyła brwi i bladła, na wspomnienie tego, co zaszło. Pani Pulcherja nie mogła wyobrazić sobie, że także będzie kontenta: zerwanie z Łużynem wydawało się jeszcze zrana strasznem nieszczęściem. Ale Razumichin był zachwycony. Nie śmiał jeszcze zupełnie wyrazić swego zachwytu, ale trząsł się cały jak w febrze, jakby pięciopudowy ciężar spadł mu z serca. Teraz ma prawo oddać im całe swoje życie, służyć im... Do czego bo nie ma prawa! A zresztą jeszcze bojaźliwiej odganiał dalsze myśli i lękał się własnej wyobraźni. Jeden tylko Raskolnikow siedział wciąż na tem samem miejscu, prawie ponury i roztargniony. On, który najbardziej nalegał na wypędzenie Łużyna, teraz jakby najmniej ze wszystkich zajmował się tem, co zaszło. Duni mimowoli przyszło na myśl, że on ciągle jeszcze gniewa się na nią, a pani Pulcherja przypatrywała mu się bojaźliwie.
— Cóż ci powiedział Świdrygajłow? zbliżyła się doń, Dunia.
— Ach tak, tak! — zawołała matka.
Raskolnikow podniósł głowę.
— Chce ci koniecznie ofiarować dziesięć tysięcy rubli i przy tem pragnie widzieć się z tobą raz jeden w mojej obecności.