Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 262 —

można się było spodziewać, wnosząc z faktu przestępstwa i może właśnie dlatego, że przestępca nietylko nie usiłował się tłumaczyć, ale jakgdyby sam wyrażał chęć naj największego potępienia siebie. Wszystkie szczególne i niezywkłe okoliczności przestępstwa zostały wzięte w rachubę. Chorobliwy stan i nędza przestępcy przed spełnieniem zbrodni, nie ulegały najmniejszej kwestji. To, że nie skorzystał ze zrabowanych przedmiotów, zaliczono po części na karb budzącej się skruchy, po części niezupełnie zdrowego stanu władz umysłowych w czasie spełnienia zbrodni. Fakt wypadkowego zamordowania Elżbiety posłużył nawet jako przykład, potwierdzający ostatnie przypuszczenie: człowiek popełnia dwa morderstwa i zapomina zarazem, że drzwi są otwarte!
Nareszcie, oskarżenie samego siebie wtedy, gdy sprawa zagmatwała się niezwykle fałszywem zeznaniem słabego na umyśle fantasty (Mikołaja) i gdy nadto, na prawdziwego przestępcę nietylko wyraźnych dowodów, ale nawet podejrzenia nie było prawie, (Sędzia Porfirjusz dotrzymał słowa), wszystko to ostatecznie wpłynęło na złagodzenie mu kary.
Wyszły przytem na jaw wcale niespodziewanie i inne okoliczności łagodzące. Były student Razumichin wygrzebał skądciś fakty i przedstawił dowody, że przestępca Raskolnikow, za czasów pobytu swego w uniwersytecie z ostatnich funduszów pomagał pewnemu biednemu koledze suchotnikowi i utrzymywał go prawie przez pół roku. Po jego zaś śmierci, pielęgnował jego starego i zrujnowanego na zdrowiu ojca (którego zmarły utrzymywał od trzynastego roku swego życia), umieścił nareszcie tedy starca w szpitalu, a gdy i on umarł, sprawił mu pogrzeb. Wszystkie te wiadomości, wywarły potem wpływ na złagodzenie przyszłych losów Raskolnikowa. Nawet jego była gospodyni, matka zmarłej narzeczonej Raskolnikowa, wdowa Zarnicynowa, zaświadczyła także, że kiedy jeszcze mieszkali w innym domu, przy Pięciu Węgłach, Raskolnikow w czasie pożaru, w nocy, wyniósł z jakiegoś palącego się mieszkania dwoje małych dzieci i sam się przytem poparzył. Ten fakt zbadano starannie i stwierdzono go zeznaniem kilku świadków. Słowem, skończyło się na tem, że przestępca skazany został na ciężkie roboty drugiego