każdym jego ruchem. Świdrygajłow także nie ruszał się z miejsca i stał naprzeciwko niej na drugim końcu pokoju. Zapanował nawet nad sobą, przynajmniej z pozoru. Ale twarz miał bladą jak dawniej. Złośliwy uśmiech nie opuszczał jej dotąd.
— Powiedziałaś pani, że to gwałt. Skoroć gwałt, to sama pani możesz przyznać, że przedsięwziąłem środki odpowiednie. Mojej sąsiadki niema w domu; do Kapernaumowych jest bardzo daleko, pięć zamkniętych pokojów. Wreszcie, jestem przynajmniej dwa razy silniejszy od pani i przytem nie ma się czego obawiać, bo nawet i później nie będzie się pani mogła skarżyć! wszak nie zechcesz pani zdradzić brata, nieprawdaż? Zresztą, nikt pani nie da wiary: no, poco młoda dziewczyna, idzie sama do mieszkania kawalera? Także, gdybyś pani nawet chciała dać na ofiarę brata, to i tak pani nie dowiedziesz: gwałtu trudno dowieść.
— Podły! — szepnęła Dunia w oburzeniu.
— Jak pani sobie życzy, ale zważ pani, że mówiłem w przypuszczeniu. Według zaś mego osobistego zdania masz pani zupełną słuszność: gwałt jest podłością. Mówiłem tylko do tego, że na pani sumieniu nic ciążyć nie będzie, gdyby nawet... gdybyś nawet chciała ocalić brata dobrowolnie, tak jak ja pani proponuję. Poprostu tedy poddałaś się pani okolicznościom, no sile wreszcie, jeśli już bez tego słowa obejść się nie można. Pomyśl pani o tem; los pani brata i matki pani spoczywa w pani rękach. Co do mnie, będę pani niewolnikiem... przez całe życie... będę tu czekał...
Świdrygajłow usiadł na kanapie, o jakie osiem kroków od Duni. Nie wątpiła już ani na jotę o jego nieodwołalnem postanowieniu. Przytem znała go dobrze...
Nagle, wyjęła z kieszeni rewolwer, podniosła kurek i opuściła rękę z rewolwerem na stolik. Świdrygajłow zerwał się z miejsca.
— Aha! Więc to tak! — zawołał zdziwiony, ale uśmiechając się złowrogo — no, to zupełnia zmienia postać rzerzy! Sama mi pani nadzwyczaj ułatwiasz wszystko! Skądeś to pani jednak zdobyła rewolwer? Czy nie od pana Razumichina? Ba !A toć to mój własny! Stary znajomy. A ja go tak wtedy szukałem!... Nasze tedy wiejskie
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/227
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —