Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 50 —

kiego benjaminka nie oddać ma ofiarę choćby takiej córeczki! O lube i niesprawiedliwe serca! Ha cóż: zdecydujemy się może i na los Zosi! Zosia, Zosia Marmeladówna, odwieczna Zosia, jak świat stary! Lecz czyście obie zmierzyły do gruntu waszą ofiarę? Czy tak? Czyż to nie przechodzi sił waszych? Czy to korzystne, rozumne? Czy wiesz, Duniu, że los Zosi nic a nic nie jest gorszy od losu z panem Łużynem? „Miłości tam być nie może“, pisze mama. A jeżeli prócz miłości, nie może być i szacunku, lecz przeciwnie, jest już wstręt, pogarda, obrzydzenie, cóż wtedy? Wynika wówczas, że znowu wypadłoby „dbać o czystość“. Czyż nie tak? Czy pojmujecie, czy rozumiecie wy, co znaczy ta czystość? Czy pojmujecie, że czystość Łużyny to zupełnie to samo, co czystość Zosi, a może nawet i gorsza, podlejsza, lichsza, u ciebie bowiem, Duniu, wszak bądź co bądź nie zbytek komfortu stanowi ambicję, lecz poprostu idzie o śmierć głodową! „Drogo, drogo kosztuje, Duniu, ta czystość!“ No, a jeśli potem sił nie stanie, rozczarujesz się? Ileż smutku, trosk, przekleństw, łez, ukrywanych przed wszystkimi, ileż ich? Wszakżeś ty nie pani Marta? A cóż z matką stanie się wtedy? Wszak ona już teraz niespokojna, trapi się; a wtedy, gdy wszystko jasno zobaczy? A ze mną?... Ach doprawdy, co też — żeście sobie o mnie pomyślały? Nie chcę ja waszej ofiary, Duniu, nie chcę, mateczko! Nic z tego, dopóki ja żyję, nic z tego, nic z tego! Nie przyjmuję!“
Ocknął się nagle i przystanął.
„Nic z tego? A cóż ty poradzisz na to? Zabronisz? A jakie masz prawo? Cóż ty przyrzec im możesz ze swej strony, ażeby mieć jakieś prawo! Cały los twój, całą przyszłość im poświęcisz, skończywszy kurs i otrzymawszy posadę? Słyszeliśmy o tem, ale to kiedyś, a dziś? A wszak to trzeba zaraz coś zrobić, czy ty to rozumiesz? A ty co teraz robisz? Obdzierasz je same. Wszak pieniądze dostają im się za fant sturublowej emerytury lub rekomendację pp. Świdrygajłowych? Od Świdrygajłowych takich, od takich pp. Atanazych czem ich obronisz? ty przyszły miljonerze, Zeusie, rozporządzający ich losem? Za lat dziesięć? Ależ za dziesięć lat matka zdąży oślepnąć od haftów, a może i od łez, posty wysuszą; a siostra? No, pomyśl, co może być z siostrą za lat dziesięć, lub w ciągu tych lat dziesięciu? Domyśliłeś się?“