Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —

owoce zaś będą później! Ale co jest wtem najważniejszego: to nie skąpstwo, nie sknerstwo, lecz najważniejszy jest ton tego wszystkiego. A wszak to przyszły ton po ślubie, proroctwo... Ale bo i matka, czego ona tak hula! Z czem przyjedzie do Petersburga? Z trzema rublami, lub dwoma „papierkami“, jak mówi ta... ta stara... hm! i z czego spodziewa się żyć potem w Petersburgu? Wszakże już z niektórych względów zdążyła się przekonać, że nie będzie mogła mieszkać z nimi po ślubie, nawet w pierwszych dniach. Zacny człowiek bąknął pewnie coś o tem, dał się poznać, choć mamusia obydwiema rękami odpędza tę myśl od siebie: „Sama, mówi, odmówię“. Co to jest, na co ona rachuje; na sto dwadzieścia pięć rubli emerytury, za odliczeniem długu na rzecz pana Atanazego? Wprawdzie dłubie ona swoje te chusteczki, haftuje narękawki, psując stare oczy. Ale przecie chusteczki dodają rocznie ledwie dwadzieścia rubli do owych stu dwudziestu pięciu — to wiem z pewnością.
— A więc tak, czy owak, łudzi się szlachetnością uczuć pana Łużyna. „Sam, powiada, zaproponuje, będzie prosił“. „A juści! Tak to zawsze bywa u tych szyllerowskich pięknych dusz: do ostatniej chwili stroją człowieka w pawie piórka, do ostatniego momentu łudzą się dobrem, a nie złem; a chociaż przeczuwają odwrotną stronę medalu, za nic nie wypowiedzą przed sobą z góry ostatniego słowa; kurczą się na samą myśl; obiema rękami odpychają prawdę, do tej samej chwili, dopóki już ceniony jegomość sam im w nos finfy nie puści. Ciekawym też, czy pan Łużyn posiada ordery; gotówem się założyć, że ma Annę w dziurce od guzika i że stroi się w nią na obiady do dostawców i kupców. Może ją weźmie i na wesele! A zresztą, niech go tam djabli!...
— Przypuśćmy jednak, matka, no, Bóg z nią, taka już jest, ale Dunia?... Luba siostrzyczko, znam cię, kochanie! Wszak już dwudziesty roczek miałaś, jakeśmy się ostatni raz widzieli ze sobą? Poznałem już twój charakter! Mateczka pisze właśnie, że „Dunia dużo strawi“. Wiedziałem o tem. Przed półtrzecia rokiem wiedziałem to dobrze, iż „Dunia może dużo strawić“. Już, jeżeli pana Swidrygajłowa, ze wszystkiemi następstwami, strawić może, to istotnie strawną ma naturę. A teraz wyobraziły sobie właśnie z mamusią, że można strawić i pana Łużyna, wykła-